@
kaldeon masz wiedzę ale jesteś przekorny
wypuszczasz
aniamat, ale doskonale wiesz, że nie ma czegoś takiego jak idealnie czysta linia genetyczna. Po prostu NIE ma! Bo rozród to nie fabryczka z normami ISO gwarantującymi idealny towar.
Czysta linia genetyczna to
skrót myślowy dotyczący linii hodowlanej o ZMINIMALIZOWANEJ POTENCJALNEJ ZACHOROWALNOŚCI na pewne nękające daną rasę choroby. Takie jest założenie dobrej hodowli. A jeśli nie da się czegoś poprawić to przynajmniej trzeba walczyć żeby nie spieprzyć do końca.
@
Hornet, ale dowaliłaś z ON-kiem
(mam ogromny sentyment - wychowałam się z owczarkiem) Wzięłaś za przykład chyba jedną z najbardziej skrzywdzonych przez hodowców rasę. Jak znajdziesz dobrą hodowlę z linni użytkowych daj znać! Oczywiście że nie zawsze hodowla idzie w dobrym kierunku. Są te kalekie wiecznie kucające ON-ki, są cavisie z chorobą polegającą na za małej puszce mózgowej w stosunku do rozmiarów samego mózgu, a hodowcy dopuszczają je do rozrodu bo... zwykle niosą gen pięknego brązu, są bostoniki, mopsy i inne 'płaskoryjce' z problemami z oddychaniem u których naturaly poród jest niemożliwy, bo wielka głowa szczeniaka nie jest w stanie przejść przez kanał rodny samicy bez ingerencji chirurgicznej (cesarka). Można mnożyć przykłady ras wynaturzonych, zwykle w grupie ozdóbek (przepraszam miłośników tych ras, ale prawda jest brutalna) Niemniej jest gro ras wyprowadzonych w jakimś celu (myślę o rasach użytkowch) i naprawdę warto o nie walczyć.
Po przedwczesnej śmierci mojej poprzedniej bernenki ponad pół roku szukałam hodowli BPP w której przynajmniej do 4 pokolenia wstecz nie było by chorób serca, nerek, nowotworów czy dysplazji. I co? I dupa. Mission impossible. W końcu zamówiłam szczenię (długo przed kryciem, ale znając oczywiście pochodzenie obojga przyszłych rodziców) z młodej hodowli. Nie mogąc znaleźć czystej linii wybrałam mniejsze zło - w rodowodzie mojej suki nie ma nowotworów, ale jest za to przypadek lekkiej dysplazji (w Polsce dopuszczalnej, natomiast wg niemieckich standardów już nie). No i psy z tej linii są lżejszej budowy niż sugeruje wzorzec. Zdecydowałam jednak kupić mojego Grandziora (i nie żałuję, bo ma doskonały charakter i póki co zdrowie też) bo z dysplazją (gdyby się nie daj bóg odezwała) dobrze prowadzoną pod okiem specjalisty (w Warszawie jest tylko dwóch) da się żyć, a jak się odezwie rak sprzedany po dziadku to już dupa zbita, jeszcze jakieś lekkie niezłośliwe odmiany można wyrżnąć czy próbować zwalczać chemią, ale już histiocytoza zlośliwa, hemangiosarcoma, osteosarcoma mastocytoma to już wyrok. Nowotwory te są dziedziczne. I jeśli pojawiły się u naszego psa to nie wzięły się znikąd - zostały przekazane.
A jak można to sprawdzić nie znając geneaologii kupowanego szczeniaka? No nie można. Dlatego jeśli ktoś wybrał daną rasę powinien mieć świadomość jakie zagrożenia zdrowotne czyhają na jego pupila.
Yorkshire terriery od których zaczął się temat są tak schorowaną rasą, że głowa boli. Dlatego nie powinno się ich kupować byle gdzie, byle mieć, byle szybko, byle tanio, bo potem płacz i zgrzytanie zębów, gdy zamiast beztrosko cieszyć się pupilem niemal mieszkamy w gabinecie weterynaryjnym.
Prosty przykład, może trochę uproszczony, ale zaryzykuję porównanie. Budujemy dom. W gruncie rzeczy to proste, każdy z nas jakby siędobrze zaparł mógłby samemu go postawić, ale jednak wołamy fachowca i to najlepiej zarekomendowanego przez kogoś kto jego usługi już sprawdził. Tak samo jest z hodowlą. Nie kupować na hura, tylko zadać sobie trud poszukania dobrej hodowli. Poczytać, popytać, podzwonić. Mniejsze ryzyko, większa satysfakcja.
Kaledon pisze: I właśnie dlatego NIE dla bezkrytycznego podejścia dla rodowodowych zwierząt.
Dla bezkrytycznego podejścia również NIE, ale nie zgadzam się na negację rodowodu dla samego faktu negacji, bez kszty pojęcia o co w tych rodowodach chodzi. A niestety większość laików uważa, że płaci się więcej za sam dokument. G... prawda! Sam dokument jest
za darmo, płaci się za wysiłek hodowcy.
@
Kaledon prosiłeś o linka do hodowli z czystąlinią genetyczną. Przykro mi, w mojej rasie takiej nie znajdę
Podam Ci natomiast stronkę słowackiej hodowli BPP (sporo naszych bernów ma psy stamtąd w rodowodzie) hodowli której właścicielka prezentuje postawę godną do naśladowania. Wejdź w dział
statistic a potem na samym dole strony kliknij
More detailed info you will find here i zobacz jak precycyjnie odnotowane są przyczyny zgonów
http://www.berner.gemerwood.sk/eng/index_e.html Ta stronka to skarbnica wiedzy
Gdyby każdemu hodowcy tak zależało na przekazaniu rzetelnej informacji... ech marzenie.
Niestety wielu zataja przyczyny zgonów. ba! mało kto decyduje się na badania pośmiertne i sieją ułomne geny jak perz na polu.
Kiedy kupowałam swoją pierwszą bernenkę mówiło się, że to psy krótkowieczne, bo żyją średnio 10 lat. Obecnie średnia wieku berneńczyków spadła drastycznie do 6-7 lat! Przede wszystkim dlatego, że za hodowlę biorą się przypadkowi ludzie o znikomym lub żadnym pojęciu o genetyce i kojarzeniach! Mnie to bulwersuje, bo kocham te psy i jestem przerażona na samą myśl, że tak szybko przyjdzie się nam pożegnać.
Co do dolewania świeżej krwi o czym pisze Hornet.... to nic innego jak właśnie hodowla kierunkowa. Żeby powstał dzisiejszy berneński pies pasterski kiedyś tu paluszki maczał, a w zasadzie nie paluszki tylko co innego, nowofunland i mastiff. Niufek ze względu na łagodny charakter, mastif ze względu na siłę.
Obecnie coraz więcej hodowców mówi o nieuniknionej konieczności przekrzyżowaniu BPP (berneńczyka) z DSPP (dużym szwajcarskim psem pasterskim) bo ten drugi jest o niebo zdrowszy i średnia długość życia jest zdecydowanie większa. Ale właśnie dlatego , że nie jest to takie hop-siup powinni zajmować się tym kompetentni ludzie, a nie przysłowiowy Kowalski z żadnawiedzą genetyczną. Ja osobiście pożegnałam się z zamiarem założenia hodowli bpp, bo po prostu uważam, że to za duża odpowiedzialność. Pomijam już fakt, że mało kto przeszedłby u mnie casting na najlepszego właściciela i zostałabym z niesprzedaną sforą
A teraz nieświadomym podam przykład zbijający wyświechtany slogan, że "kupuję bez rodowodu bo mnie NIE STAĆ na rasowego"
Jest hodowla psów rasowych rodowodowych.
Legalna, zarejestrowana, płacąca podatki, składki, sratki, opieka weterynaryjna na najwyższym poziomie (to często są naprawdę astronomiczne sumy), hodowca wydał kupę kasy za krycie, suki mają dokumenty hodowlane - znaczy spełniły wymagania zarówno wystawowe (każda wystawa to koszt rzędu 80-200zł za jednego psa + dojazd, o kosztach wystaw za granicą już nie wspomnę) jak i zdrowotne - mają stosowny wpis w rodowodzie i pełną dokumentację) . Reproduktor też super hiper champion z uprawnieniami do krycia. Szczepienia, badania podstawowe, badania hormonalne, usg, ekg, czasem inseminacja, czasem cesarka, czasem hospitalizacja jak coś pójdzie nie tak podczas porodu, super dieta, suplemeny diety. Koszty te idące w grube tysiące pokrywa oczywiście hodowca.
Odbiór miotu i rodzi się szczenię które ma np błąd w umaszczeniu (w przypadku mojej rasy np zbyt dużo bieli na pysku, lub zbyt wysoka biała skarpeta, ot taki drobiażdżek w niczym nie ujmujący psu ani zdrowia ani urody, ale z punktu widzenia hodowli traktowany jako wada) Genetyka to nie fabryczka, wada zdarza się nawet po idealnie wybarwionych rodzicach. Jest to tylko defekt wizualny, szczenię w niczym innym nie odbiega od swojego rodzeństwa.
Spytacie no i co z tego...?
Ano to, że szanująca się hodowla sprzeda tego malucha za 500-700zł jako tzw. domisia, czyli pieska z metryką na podstawie której można wyrobić rodowód, ale z wpisem "szczenię niehodowlane". Rasowy piesek z super pochodzeniem za "grosze".
A obok funkcjonuje klasyczna pseudohodowla.
Psy bez metryk, kojarzone z byle kim, byle jak (no bez badań bakteriologiczych przed kryciem) , byle bliżej... Czasem nawet nie ze złej woli, tylko po prostu z kompletnej niewiedzy. Czasem dokryte na spacerku przez przypadek przez burka z sąsiedniego podwórka. Te psy są kochane, pupile kanapowce, czasem szczepione, a czasem nie, ale... zero badań specjalistycznych, więc większe ryzyko obciążeń chorobami genetycznymi. Panciostwo postanawiają mieć maluchy z danej pary, bo... bo to takie słodkie jak po domu latają puchate kuleczki, no i nasza sunia taka ładna i mądra (subiektywnie
) a nabywca zawsze się znajdzie bo przecież WYGLĄDAJĄ jak rasowe. I tak pojawia się ogłoszenie, że "sprzedam bez rodowodu za... 800-1000zł" bez względu na to czy mają jakieś wady czy nie i jeszcze ckliwy tekst, że bez metryk, bo nie liczy się papier tylko miłość właściciela.
No i zonk
W pierwszym przypadku mamy szczenię RASOWE z rodowodem (!) za 500-700zł
a w drugim KUNDELKA przypominającego wyglądem rasowego za... 800-1000zł
(
Przykład dla ras których rodowodowe szczeniąta rokujące hodowlanie kosztują zwykle 2000-3000zł)
No i kto kogo robi w balona?
Kto zarabia na psach?
Bo dla mnie rachunek jest prosty.
Ja wiedziałabym, które szczenię kupić.
Dlatego jeśli ktoś nie planuje hodowli, a marzy mu się pies o konkretnym wyglądzie i charakterze naprawdę gorąco namawiam poszukać tańszego niehodowlanego szczeniaka z metryką w dobrej związkowej hodowli niż dać niemałą w końcu kasę
pseudochodoffcy za ślicznego ale jednak kundelka rasopodobnego, bez udokumentowanego pochodzenia.
A jeszcze lepiej udać się po kundelka do schroniska, lub adoptować za darmo lub za "co łaska" psa z rodowodem z odzysku z fundacji zajmującej się adopcjami psów danej rasy. Naprawdę jest tego teraz sporo, kto chce ten znajdzie. Niedawno szukaliśmy domu dla kilku rodowodowych suczek BBP z likwidowanej pseudo. Oczywiście sunie do adopcji są po sterylkach, żeby znów nie trafiły do rozmnażacza jako maszynki do rodzenia kolejnch "piesków bez metryk po rodowodowych rodzicach"
Natomiast to, że niezależnie od pochodzenia zwierzę ma być kochane, szanowane i zadbane jak pełnoprawny członek rodziny to nawet nie podlega dyskusji. Do głowy by mi nie przyszło, że mogłoby być inaczej.
edit: poprawiałam cytowanie
edit: wklejałam link
edit: literówki