Ja na to nawet nie spojrzę.
******
Z innej beczki, bo akurat mnie dopadła fantazja pisarska:
nie wiem, czy to podpada pod "nasze" zwierzaki, ale dziś miałam w rękach padalca. Przez jakieś pięć minut był "moim" zwierzakiem. ;P Capnęłam go w lesie kabackim, jak sobie przechodził przez mało uczęszczaną wąziutką ścieżkę. Padalec, jak wszystkim rzecz jasna wiadomo
, nie jest wężem, lecz wężopodobną - bo beznogą - jaszczurką. (Jaszczurkę też dziś widziałam, dużą, zielonoboką. Jaszczurek nie łapię, bo wydają się być łatwe o uszkodzenia, mają takie małe... łapki. ^^) Ten miał ponad 30cm długości i grubość około dwóch. Jak na padalce, które w życiu widywałam, był duży. Kolorem podobny do czekoladowej Neocardiny Heteropody (zwanej dawniej Babaulti) z jasnym pasem na grzbiecie. ;P
Jak się chce złapać padalca, to ważne, by go chwytać niedaleko za głową. Całą dłonią, delikatnie, ale pewnie. Nie ściskać. Nie należy go chwytać bliżej ogona, ponieważ jest to zwierzątko tak skonstruowane, ze dwie trzecie (czyli cały ogon zaraz za zakończeniem przewodu pokarmowego) potrafi odpaść. Tak już padalce wyewoluowały, by łatwiej im było przetrwać, gdy je np. bocian chwyci za ogon - odrzucają ogon, bocian sobie ten ogon zjada, a one uciekają. Ogon potem częściowo odrasta.
Jak już się padalca ma w rękach, dobrze jest pozwolić mu się ruszać jak sobie zechce - właściwie nic z nim nie robić, tylko mu ręce podstawiać na zmianę, lekko przytrzymując. Będzie sobie przewędrowywał z ręki na rękę, wijąc się między palcami i owijając wokół nich dość mocno. (Może człowieka obkupać.
) Po jakimś czasie rozgrzeje się od ciepła rąk i spowolnieje, uspokoi się, i tylko będzie leżał, jeśli się nie wykonuje gwałtownych ruchów. No i można mu pozwolić tak trochę poleżeć u siebie na rękach i w tym czasie się nim cieszyć - oby nie za długo, bo to jednak dzikie zwierzątko i kto wie, czy mimo pozornego spokoju gdzieś tam w głębi się nie stresuje? Więc niedługo potem należy go puścić, kładąc ręce na trawie, żeby sobie sam z nich spełznął. Rozgrzany i rozleniwiony będzie pełznął powoli. Mój dzisiejszy poszedł na wygrzane słońcem zeszłoroczne listki dębu, od których prawie się kolorem nie odróżniał (szeroki jasny pas na grzbiecie). :3
Z zaskrońcami jest inna historia. Zaskrońce to wszak węże. Łapie się je w ten sam sposób, ale należy to robić TYLKO I WYŁĄCZNIE po tym, jak się dostrzeże dwie żółte lub pomarańczowe plamki na tyle głowy tego węża. Jeżeli się plamek nie dojrzało, broń Boże nie wyciągać po węża rąk, bo można złapać żmiję. Proszę nie brać przykładu z autorki tego posta, która kiedyś złapała dużego zaskrońca mimo iż miał głowę pod jakimiś listkami, bo uciekał i się spieszyła - jest to przykład tego, jak robić nie wolno.
Ufała sobie, bo złapała już w życiu sporo tych węży i zdawać by się mogło, rozpoznaje je po czubku ogona, bez względu na odmianę barwną. Jakby się omyliła, moglibyście jej dzisiaj położyć zaskrońca na płycie nagrobnej. I huknąć basowym śmiechem nad jej głupotą. ;P
Zaskrońce, jak i padalce, łapie się dla przyjemności trzymania ich w rękach. Moim zdaniem fajniejsze są zaskrońce, zwłaszcza takie o poranku, wychłodzone i w rosie. Takie są też jakby dziksze, bo nie rozsennione. Swoją drogą, jeśli chodzi o zaskrońce, to po nich nie ma co oczekiwać, że się człowiekowi rozgrzeją i rozsennią w rękach od długiego trzymania jak padalce. To inna liga. Syczą, fuczą, nadymają się, obsikują ręce białym cuchnącym płynem do odstraszania, niekiedy nawet się rzucają jakby próbowały ugryźć. Zaskroniec nawet jak się uspokoi na rękach, to tylko dlatego, że myśli, jakby tu czmychnąć. Nie rozleniwia się, kwintesencja wężowatości. Jest w tym Coś.
W tym roku nie miałam jeszcze zaskrońca, i w zeszłym żadnego nie znalazłam, więc czuję niedobór. Będę musiała się niedługo pokręcić po różnych słonecznych polankach. ;P
Niby mogłabym hodować węża. W terrarium, jakiegoś pończosznika, to też coś w rodzaju zaskrońca. Kiedyś nawet chciałam. Teraz jednak myślę, że to dość nudne zwierzątko. Leży, nic nie robi, w dodatku trzeba mu dawać prawdopodobnie żywe gupiki, dorosłe, a nuż i - o zgrozo - mrożone maleńkie myszy. Czasem go sobie człowiek weźmie na ręce.
I doszłam do wniosku, że tak "czasem", to sobie wolę zaskrońca capnąć na łonie natury. I jest bardziej ekscytujący, bo dziki. ;P
Wszystko, co tu napisałam, jest oczywiście przykładem czegoś, czego się robić nie powinno. Nie powinno się łapać dzikich stworzeń (w dodatku chronionych), bo można je uszkodzić, bo się stresują, bo mogą potem wskutek stresu być wytrącone z rzeczywistości, nieuważne i paść ofiarą bociana itepe itede. Co roku popełniam jakieś wykroczenie. Powinnam być ukarana grzywną.
..