Niedługo miesiąc od zalania. Drobniczki się oswoiły i nie są już tak strachliwe. Może to dlatego, że po powierzchni pływa teraz sporo pistii i rzęsy.
Co do zwyczajów ich żywieniowych. Takie dziwactwo zaobserwowałem. Gdy wrzucę tabletkę, pierwsza na miejscu pojawia się ampułka. Cwana bestia. Wie kiedy żarcie się pojawia i pędzi na złamanie karku do stołówki. (Karku? Ona ma kark?) Kiedy tylko zacznie konsumpcję, zapluje się co nieco i zaślini, pojawiają się One. Stadko drobniczek różnych rozmiarów otacza ślimaka i zaczyna wyskubywać mu z pyska mieszankę śluzu i pokarmu. I jakby to był rarytas jakiś, toczą wojnę miedzy sobą niczym ruscy o Krym. Samej tabletki nie ruszą, ale jak ślimak je, to wyrwą mu z pyska każdy kawałek. Takie bestyje!
Gluta na winorośli już prawie nie ma. Ampułki zeżarły. Pojawiły się za to czerwone, długie nitki na mikrozorium. Tak pod samą lampką. Na szczęście powoli zanikają. Pozostałe zielsko rośnie powoli. I tylko Cameroon się nie przyjął i zdycha pod płotem.
Reszta kompanii ma się dobrze. Krewecie wesoło śmigają z jajami. Jeżeli będą wypłacać za małe 500+, to niedługo kupię sobie piąty baniaczek.
A tu żywe i martwe.
________________________
Wysłane z tajnej skrzynki Alfonsa hrabiego Grzmirury.
W kwestii akwariów - szykują się duuuże zmiany.
Czy konie mnie słyszą?