aniamat, Silvana - zdecydowanie popieram, ale z doświadczenia wiem, że niestety jeszcze dużo wody upłynie zanim ludzie zrozumieją (albo i nie) ideę kontrolowanych narodzin, przemyślanych skojarzeń i R=R
kaldeon, etna - w wielu kwestiach macie rację (chociażby przekręty pod skrzydłami zkwp, oj jako członek związku mogłabym przykładami sypnąć jak z rękawa - pierwszy z brzegu z jednej wziętej hodowli Cane Corso: w papierach widniał pies który kryć nie mógł bo krótko po otrzymaniu uprawnień hodowlanych został zoperowany na raka jąder=kastracja. On widniał w rodowodach a krył... jego miotowy brat. Ktoś powie że pula genowa ta sama, ale eksterier i charakter już były inne) ale trzeba mieć na uwadze, że wszędzie, w związku kynologicznym, w szpitalu, w szkole, na plebanii czasem pojawiają się czarne owce i nie można na ich przykładzie malować obrazu całej instytucji i podważać pierwotnych założeń.
Osobiście długo dojrzewałam do propagowania R=R
Kiedyś wolontariat w schronach, a obecnie pomoc w adopcjach psów ras szwajcarskich (często również tych z papierami) otworzyła mi oczy na skalę problemu bezdomności.
Dyskusja jest zbędna, bo i tak każdy pozostanie przy swoich racjach.
Tak to już jest, że rozmnażaczom trudno się zreformować, nawet wówczas gdy to dobrzy i kochający zwierzęta ludzie. Trudno, bo brak im wiedzy, ludzie są niepokorni, nie chcą się edukować, bo to niewygodne, czasochłonne i nie oszukujmy się - trudne. Ta cała genetyka, historia rasy, geneza chorób, ect dla zwykłego Kowalskiego to science fiction.
Co gorsza dla wielu hodowców zarejestrowanych w związku kynologicznym również
ale tam przynajmniej spełniane jest to niezbędne minimum, jeśli chodzi o badania czy w przypadku niektórych ras testy psychiczne zwierząt hodowlanych.
Ostatnio po rozmowie z sąsiadem (który regularnie dwa razy do roku puszcza swoją kotkę na kocury, a potem rozdaje kociaki, lub nie rozdane usypia) kiedy zasugerowałam mu sterylkę tłumacząc, że powołując do życia te kocie kundelki zajmuje potencjalne miejsce dla moich schroniskowych podopiecznych i że to będzie tylko z pożytkiem dla kotki, bo ona nie rozumuje jak człowiek i nie zadręcza się dywagacjami na temat rodzicielstwa, dowiedziałam się "
pani to musi bardzo nie lubić zwierząt skoro pani tak mówi"
No tak rzeczywiście, nie lubię ich i pewnie dlatego mam psa któremu poświęcam więcej czasu niż komukolwiek z rodziny, dwa adoptowane z koszmarnych warunków koty, szczura zabranego z karmówki ect...
... a niedowiarków zapraszam do najbliższego schroniska - wśród typowych kundelków coraz częściej pojawiają się psiaki w typie rasy modnej w danym okresie. Były labki i goldeny, były bullki i amstafy, teraz yorczki i maltańczyki, a od pewnego czasu również moje ukochane szwajcary
Pseudo "yorczków" jest w schronach zatrzęsienie, niestety piesków tatuowanych również.
EpiC pisze:Tylko ,że jak jest Piesek i Jest Suczka no to w końcu są szczeniaczki...
W średniowieczu, zabitej dechami wsi czy u niereformowalnego handlarza-producenta szczeniaków owszem tak to się zwykle kończy, ale u odpowiedzialnego opiekuna jest coś takiego jak wyobraźnia i świadomość biologii i aby uniknąć niechcianego miotu psy można odizolować od siebie gdy suka cieczkuje (tak robią prawdziwi hodowcy którzy mają w domu zarejestrowane=LEGALNE suki hodowlane i samca reproduktora, ale ze względu na wiedzę genetyczną i w trosce o ich zdrowie wolą skojarzyć te osobniki z innymi, a nie z pierwszym z brzegu). Ewentualnie można zwierzaki wysterylizować/wykastrować.
Ale przecież w przypadku psiaków w typie yorka urodzonych u EpiC nie było wpadki tylko zaplanowana produkcja z widokiem na szybki łatwy zysk. Bo przecież nie w celu ulepszania rasy
Ogłoszenie mnie zbulwersowało, cieszę się że Silvana zwróciła na nie uwagę i pojawił się ten wątek.
Niestety zapewne i tak nic to nie da i na jesieni tego roku pojawi się kolejne radosne ogłoszenie o "yorczkach" po rodowodowych rodzicach.
Masakra.
ps. inbreed a nie imbred