Dzisiaj przypomniało mi się, że gdzieś z tyłu lodówki wala się kokos, kupiony w Marcpolu daaawno temu. Kubeczki smakowe domagały się doznań, żołądek pokarmu, więc kokos wylądował na stole. Pojawiło się pytanie "jak się to otwiera?!", w głowie pojawiły się wizje mnie piłującej kokos na pół itp. Odpowiedź, jak się okazało, była banalna- jedna z dziurek jest do przebicia noskiem noża(dzieki, wujku Google!).
Delektując się pysznym miąższem, oglądałam swoje akwa. Nagle tknęło mnie- "hej, przecież mogę zrobić domek z kokosa!". Marzył mi się taki od dłuższego czasu i właśnie dzisiaj miałam szansę to marzenie spełnić!
Ale, ale- przecież nie mam zielonego pojęcia jak to zrobić (no i jestem kobietą, więc według sporej grupy osób rączki mi rosną nie z tego miejsca co trzeba- chociaż gdy przyszło co do czego to ja wierciłam i robiłam uchwyty w kuchni, podczas gdy mój luby prasował). Oczywiście wujek Google znowu przyszedł mi z pomocą i po 3 minutach wiedziałam już co mam robić.
Przede wszystkim trzeba wypić PYSZNY sok kokosowy, potem rozłupać na dwie części, wybrać ładniejszą( zachłannym poleca się obie) i wydrążyć. BARDZO smaczny proces, polecam
Można to robić też płaskim śrubokrętem, ale stary nóż babci kupiony w ZSRR poradził sobie bez najmniejszego problemu.
Gdy kokos już wydrążony, a miąższ zjedzony, trzeba nalać wody do garnka i gotować około godziny. Co do parametrów- tak długo jak ziemniaki, ogień spory. Dodatkowo, jeśli się położy kokos wydrążoną dziurką do góry, to w ramach bonusu otrzymujemy bezpłatny pokaz mini erupcji gejzeru
Po wszystkim oczywiście ostudzić kokosa i wreszcie włożyć do akwarium.
Moje kakadu od razu się zainteresowały nową kryjówką. O dziwo, samczykowi ona przypadła do gustu na tyle, że się w niej schował i tylko co jakiś czas wyglądał