Selenewolf, no Ty to jesteś pierwsza w kolejce
Zaszczyt mnie kopnął. ;P
Tylko coraz bardziej czuję, że będzie mi żal oddawać moje dzieci
I będzie. Możliwe, że w końcu ich nie oddasz, tylko postawisz kilka dodatkowych baniaczków.
Im starsze będą, im bardziej będziesz każde z nich znać, im bardziej będą się robić indywidualne, każdy inny, wręcz godny nadania mu imienia stosownego do wyglądu lub charakterku (np. Wredny Ryj ;P) - tym bardziej będą dla Ciebie ważne.
Piszę z doświadczenia, dwa lata temu kupiłam piękną, dorodną samiczkę gupika w zaawansowanej ciąży. Kupiłam ją tylko dla jej przyszłych dzieci, bo ona sama była już skazana na śmierć - widziałam w sklepie jakiś różowy, wielki wrzód na jej boku i wiedziałam, że jej z tego nie zdołam wyleczyć. Ale była najładniejsza kolorystycznie i najdorodniejsza z gupiczek, jakie dotychczas widziałam (miałam już trzy samiczki i samca w swoim akwarium, kupione gdzie indziej, i nie podobały mi się AŻ TAK). Kupiłam, wsadziłam samą do małego akwarium, za dwa dni wydała potomstwo, przeniosłam ją do innego akwarium gdzie wkrótce zdechła. Potomstwa było dwadzieścia pięć sztuk (nie licząc tych, które się "nie udały", np. urodziły się jako jajo z płetewkami i wkrótce obumarły). Przynosiłam im plankton z Pola Mokotowskiego, karmiłam oprócz zwykłego zmielonego pokarmu dla gupików przeróżnymi wartościowymi (w moim odczuciu, np. żółtko, marchew i szpinak
) produktami, podmieniałam wodę jak wariatka, włączałam napowietrzacz co jakiś czas (wychowywały się bez filtra), by miały ruch wody i wyrabiały siłę (ćwiczenia fizyczne ;P). O gupiki, które rodziły się z reszty moich "brzydszych" samiczek, aż tak nie dbałam, chowały się jakoś tam, same. Te zaś były rozpieszczane
. Zaczęły się wybarwiać, potem już było można rozpoznać, które to samce, a które samiczki, rozdzieliłam do dwóch akwariów, było prawie pół na pół płci. Jeden samczyk zdechł w wieku kilku tygodni (możliwe, że jakiś pasożyt z Pola Mokotowskiego go załatwił), oprócz tego przeżyły wszystkie, teraz są już dość stare, dwie samiczki i jeden samiec niedawno odeszły. Ale mam kilkoro potomków tych samiczek (to co się uchowało przy świętej pamięci bojowniku Rogatku, który żarłoczny był), bo dwie z nich dopuściłam w kwiecie wieku do jakichś samców, a od niedawna mam dwa ich malutkie wnuki (to, co się uchowało przy bojowniku Fryzjerze, który najgorszym diabłem jest
) i rozpieszczam jajem, grindalami i planktonem w dwudziestopięciolitrówce razem z bojownikiem Humuskiem na emeryturze, który dzieci i krewetek nie bije, więc - w pewnym sensie - tamta piękna samiczka co zdechła z powodu wrzodu - nadal żyje, w swoich potomkach. Właściwie te moje "brzydsze" (też już nie żyją, a żyły długo) też, bo jej dzieci zmieszane są z ich dziećmi genetycznie. Wnuki to już pełny mix.
Znam dosłownie każdego z tych gupików, jakby był osobą.
Odróżniam je, choć np. samiczki są do siebie podobne. Nie oddałabym żadnego z tych wypieszczonych za skarby Japonii, to moje Kwiaty są.
Zapewniam, że z bojownikami będzie gorzej.
A dziewczyna na forum o bojownikach, która założyła temat pięknie dokumentujący rozwój i dorastanie jej bojowniczątek - zachowała je wszystkie, nie porozdawała. Miała szczęście, że wylęgły jej się same samiczki.
..